Nawet osoby z odpowiednim wykształceniem z zakresu zarządzania albo ekonomii i nauk pokrewnych, nie zawsze są w stanie skutecznie analizować dane rynkowe i przewidywać najbliższe trendy czy zmiany kursów. Tak samo jak nie każdy profesor czy wykładowca akademicki z teorii biznesu sprawdziłby się jako całkowicie niezależny prezes lub właściciel firmy. W biznesie, inwestycjach i zarządzaniu organizacjami, dużo ważniejsze bywa doświadczenie i wynikające z niego know-how, które naturalnie o wiele lepiej i szybciej buduje się na fundamentach odpowiedniego wykształcenia. Ekonomia, rynki finansowe, globalny handel, to współczesny motor napędowy świata, który może czasami bywa niezrozumiały lub chaotyczny, ale ostatecznie jest bardzo policzalny i sterowany przez określone mechanizmy.
Schematy, procesy, kwantyfikatory – wszystko to w gospodarce jest bardzo obliczalne i za pomocą danych statystycznych oraz odpowiedniego modelowania rzeczywistości rynkowej, największe fundusze inwestycyjne i nie tylko, są w stanie bardzo dobrze analizować sytuację. Ta wiedza pomaga przewidywać długofalowe trendy, ale bez wątpienia nie jest w stanie przewidzieć chwilowych wahnięć, które bywają efektem skandalu politycznego, katastrofy naturalnej czy komunikacyjnej, albo nawet zmian organizacyjnych wewnątrz podmiot gospodarczego. Nawet najlepsze i najskuteczniejsze modele prognozowania notowań poszczególnych spółek, pakietów akcji albo innych indeksów giełdowych, nie są w stanie przewidywać, że prezesi czy menadżerowie danej firmy utrzymują pewne niewygodne fakty w ukryciu, celowo działają na szkodę spółki lub nieświadomie prowadzą ją na dno swoimi decyzjami zarządczymi. Dlatego o notowaniach poszczególnych firm bardzo często decydują materiały publikowane w prasie, a nawet plotki, do których dobry inwestor zawsze musi mieć jakiś swój dostęp.
Znaczenie informacji dla inwestorów
Informacje i wiadomości, przekazywane dostatecznie szybko przez media specjalizujące się w monitorowaniu zmian rynkowych i biznesowych, stanowią bardzo cenne źródło informacji. Wiele da się wyczytać z oficjalnych komunikatów, sprawozdań i raportów, które każda spółka notowana na giełdzie jest zobowiązana publikować w ściśle określonych terminach. Audyty wewnętrzne i zewnętrzne, najróżniejsze organy nadzoru finansowego i procedury ograniczające samowolę inwestorów, mają teoretycznie funkcjonować w sposób umożliwiający całkowite wyłączenie z obiegu firm nieuczciwych. Niestety jak pokazał ostatni kryzys finansowy – wiele firm jeśli nawet nie celowo, to poprzez fatalne zarządzanie, skazuje się na porażkę jeszcze na wiele lat przed wybuchem recesji. W okresie tuż przed samą recesją, bardzo niewielu było inwestorów, którzy byli w stanie przewidzieć, jak szybko i dynamicznie potoczą się spadki na giełdach. Inwestorów, którzy w porę pozbyli się balastów i sprzedali swoje udziały w większości spółek, była malutka garstka.
Stosunkowo liczniejsza była grupa tych inwestorów, którzy prawidłowo odczytali pierwsze oficjalne spadki i szacunki dalszego zwijania się gospodarek. Niektórzy zbagatelizowali zagrożenie, ale spora część inwestorów i funduszy inwestycyjnych w obawie przed ogromnymi rozmiarami kryzysu, zaczęła akcję masowego wycofywania swojego kapitału i udziałów z obiegu. Często w panice wycofywano także aktywa ze spółek, które absolutnie w żaden sposób nie ryzykowały swoimi pieniędzmi, nie były źle zarządzane czy niedofinansowane. Po prostu dla zachowania swojego majątku, inwestorzy wycofywać zaczęli wszystko z każdego sektora, przez co niewątpliwie rozmiary spadków były przesadzone. Wiele z firm, które zbankrutowały, na bankructwo nie zasługiwały, ale przez nagły spadek zamówień i problemy finansowe zwyczajowych partnerów biznesowych, także pośrednie przedsiębiorstwa musiały upaść. Bez wątpienia były w tym wszystkim sektory zdecydowanie mniej podatne na kryzys finansowy, jak chociażby sektor spożywczy, logistyczny czy farmaceutyczny, ale były i sektory, w których spadki były niemalże gwarantowane – chociażby motoryzacja i nieruchomości. Od nieruchomości zresztą wszystko się zaczęło, przez co wielu deweloperów oraz banki z licznymi złymi kredytami hipotecznymi – zapłaciły w wielu regionach największą cenę.
Na samym końcu znajdują się oczywiście te fundusze inwestycyjne oraz ci indywidualni inwestorzy, którzy kompletnie nie doszacowali rozmiarów recesji i zbyt długo trzymali swój kapitał w spółkach, dla których nie było ratunku. Ociąganie się z wycofywaniem swojego kapitału kosztuje bardzo wiele, zwłaszcza na parkietach giełd światowych, gdzie możliwe jest odnotowanie nawet pięćdziesięcioprocentowej przeceny w ciągu jednego dnia. Jeśli więc ktoś nie posiada zdywersyfikowanego portfela inwestycyjnego i większość swojego wkładu umieścił w jednym lub dwóch podmiotach albo instrumentach – ryzyko jest nieporównywalnie większe, niż przy zbilansowanym wieloskładnikowym portfelu. Inwestor taki może w ciągu dwóch lub trzech dni stracić zdecydowanie ponad połowę swoich aktywów. A ponieważ giełda to specyficzne miejsce, na którym w ciągu kolejnych dekad inwestor widzi już wiele różnych mniej i bardziej dynamicznych zmian – większość graczy zaczyna uodparniać się na takie zmiany notowań, nie podejmować zbyt pochopnych decyzji.
Próba przeczekania kryzysu finansowego jednak nie udaje się większości z takich inwestorów – szanse na wyjście z recesji globalnej jeszcze silniejszym, niż przed nią, mają wyłącznie podmioty działające w tych sektorach rynku, które są zupełnie wolne od jakichkolwiek przesłanek recesji. Wyjątek stanowią także najbardziej ekskluzywne fundusze inwestycyjne i towarzystwa funduszy, które skupiają grono wyjątkowo zamożnych inwestorów, którzy także w dobie kryzysu zawsze poszukują okazji do tego, aby pomnożyć gdzieś swoje miliardowe aktywa. Gdy wszystkie spółki dołują a przedsiębiorstwa i korporacje są bliskie bankructwa i poszukują każdego dostępnego kapitału – najzamożniejsi mogą kupować dowoli, by za kilka lat zarabiać kilkaset procent na swoich udziałach. Odpowiednia strategia inwestycyjna jest więc nieodłącznie powiązana z zasobnością portfela konkretnego inwestora i nie da się dopasować dokładnie tego samego schematu inwestycyjnego czy portfela akcji dla osoby z kontem wartym milion dolarów i inwestora wprowadzającego na rynek swój cały kapitał rzędu pięćdziesięciu tysięcy.