Przez wiele lat rozwoju giełd i rynków finansowych przeciętni obywatele krajów rozwijających się raczej z dość dużą nieufnością spoglądali na elity finansowe i wielkie korporacje. Banki, wielki biznes i czołowe podmioty gospodarcze, mimo stwarzania miejsc pracy i unowocześniania gospodarki własnymi siłami, nie zawsze były traktowane przez społeczeństwo jako dobro dla ogółu. Nowy trend pod tym względem wyznaczyli w drugiej połowie XX wieku Amerykanie, którym udało się dość szybko przekonać całe społeczeństwo, by pomnażali swoje oszczędności. Prawda o tym, że pieniądze muszą być w ciągłym obrocie, aby mogły zarabiać same na siebie, a trzymane w przysłowiowej skarpecie tracą tylko na wartości – ze względu na działanie inflacji – szybko została przyswojona przez obywateli Stanów Zjednoczonych. W pewnym momencie rodziny amerykańskie czuły wręcz powołanie i dumę z tego, że swoje oszczędności i majątek chętnie inwestują na rynku lokalnym, nie tylko w proste rozwiązania jak lokaty. Bardzo szybko przekonano Amerykanów do inwestowania w fundusze inwestycyjne, które zatrudniają najlepszych analityków, brokerów i doradców finansowych, dzięki którym są w stanie zarządzać majątkiem każdego klienta w równie wydajny sposób.
Dzięki temu, że obywatele chętnie inwestują i dają swoje aktywa do inwestowania doświadczonym firmom, nie oznacza wcale, że pieniądze te będą wydawane poza gospodarką. Oczywiście można inwestować w firmy zagraniczne, ale amerykański sukces wziął się właśnie stąd, że Amerykanie chcieli inwestować tylko i wyłącznie w swój własny, narodowy biznes. Pojawiło się więc tak dużo kapitału dla nawet najmniejszych przedsiębiorców, że praktycznie każdy pomysł na biznes mógł się szybko spotkać z zainteresowaniem ze strony inwestorów i odpowiednim finansowaniem. Był to złoty okres amerykańskiej gospodarki, a wiele dzisiaj znanych na całym świecie globalnych korporacji powstało w tamtym okresie właśnie dzięki temu, że w ambitny projekt biznesowy czy wizję przyszłości, produktu albo usługi, uwierzyli także inni.
Próba takiego odtworzenia równie silnego ruchu społecznego i nawyku wśród własnego społeczeństwa, aby inwestowało chętnie w krajowe produkty i wspierało narodowych przedsiębiorców, jest dostrzegalna w wielu innych krajach. Niestety nie wszędzie udało się jeszcze stworzyć odpowiednio przedsiębiorczo patrzące społeczeństwo, albowiem takie odruchy jak inwestowanie, biorą się z głęboko zakorzenionej natury. Wyplewienie pewnych odruchów i wprowadzenie na ich miejsce nowych nie może się odbyć w ciągu roku czy nawet dekady, a przeważnie wymaga przynajmniej kilku pokoleń. Amerykanie, którzy od niepamiętnych czasów mieli o wiele lepsze warunki do rozwoju gospodarczego, przełomowe koncepcje biznesowe – stworzyli chociażby organizacyjne podwaliny pod korporacje, zbudowali najsilniejszą giełdę świata – mogli się tego uczyć od wielu dekad.
Dla przykładu Polacy, którzy dopiero od lat dziewięćdziesiątych ostatniego wieku uczą się radzić sobie w zupełnie nieznanych sobie warunkach liberalnej konkurencyjnej gospodarki, trudnego rynku pracy i niskich osłon socjalnych czy zerowego zainteresowania państwa poczynaniami jednostki – do inwestowania jeszcze się nie garną. Poniekąd traci przez to także lokalna gospodarka, która mogłaby pozwolić sobie na zdecydowanie więcej, gdyby zamiast lokowania kapitału na bardzo nisko oprocentowanych lokatach, lub zamrażaniu gotówki w odmowym sejfie, ludzie chętniej korzystali z usług doświadczonych i prestiżowych funduszy inwestycyjnych lub chociaż doradców finansowych.